Inwestycje fotograficzne, na które wydałam za dużo pieniędzy

Nie od razu wiedziałam, że fotografia lifestyle, a przede wszystkim sesje rodzinne czy kobiece, będą dominować w moim portfolio. Moje początki z fotograficzną przygodą pamiętam jako jeden wielki mętlik w głowie. Czytałam fora fotograficzne, słuchałam bardziej doświadczonych osób i zbierałam porady, które niekoniecznie były tym, czego JA POTRZEBOWAŁAM. Skąd jednak mogłam wiedzieć, co będzie dla mnie najlepsze? Metodą prób i błędów, co skutkowało szczuplejszym portfelem, poszukiwałam złotego środka na piękne zdjęcia. Jestem przekonana, że wiesz, o czym piszę, a w poniższej liście nietrafionych zakupów odhaczysz przynajmniej jedno pudło. Zaznaczę od razu, że produkty i usługi, które wymieniłam, nie są złe same w sobie. Część z nich to nieprzemyślany zakup, impuls, desperacja, ślepa wiara w istnienie konkretnego przepisu na wypełnienie moich braków w wiedzy i/lub warsztacie fotograficznym.

1. Presety i kombinowanie z kolorami do różnych warunków na zdjęciach. To była ciężka droga, ale zamiast skupić się na tym, co dominuje na moich zdjęciach, jaką przestrzeń i światło wybieram, długo szukałam złotego środka i myślałam, że preset będzie lekiem na całe zło. Mój Lightroom zawalony był paczkami różnych presetów: od tych znanych i polecanych, po darmowe znalezione w zakamarkach internetu. Ostatecznie znalazłam wśród płatnych presetów ten JEDYNY. Jaki to preset, zdradzam tylko kursantom mojego kursu rodzinnej fotografii lifestyle oraz na indywidualnych warsztatach. Pamiętaj jednak, że mój preset niekoniecznie będzie Twoim presetem. Lubię określone kolory i światło oraz mam swoje ustawienia w aparacie. Ty możesz poszukiwać czegoś innego. Dlatego uważam, że presety są przeceniane (i nie mam na myśli rabatów ;)).

2. Filtry na obiektyw, robiące te wszystkie efekty WOW, jak na przykład rozmazany strumień wody. Bo inni mieli, a ja byłam jeszcze w trybie fotografowania wszystkiego. NIGDY nie użyłam. Nawet nie spróbowałam…Do tej pory leżą w szufladzie zapomnienia. Wszelkiego rodzaju „filtry” i „bajery” tworzę z własnych zasobów oraz z tego, co mam pod ręką. Niektóre z nich okazały się strzałem w dziesiątkę, jak na przykład efekt rozmazania na poniższym zdjęciu. Jak go uzyskać, pokazuję w TEJ ROLCE na moim profilu na Instagramie.

3. Tanie karty SD lub jeszcze gorsze adaptery do kart micro SD, z którymi potem był problem, np. zdjęcia się nie zapisały, magicznie zniknęły lub nie chciały się zgrać. Obecnie używam SanDisk Ultra oraz Sony. Na razie nie zawiodły. Preferuję mniejsze karty, 16GB jest dla mnie optymalne. Niestety coraz trudniej dostać te o mniejszej pojemności. Wybieram takie dla bezpieczeństwa i nie zapisuję wszystkiego na jednej karcie (moja R6 ma co prawda sloty na 2 karty, ale im więcej różnych zabezpieczeń, tym lepiej). Poza tym z jednej sesji przynoszę maksymalnie 400 ujęć.

4. Obiektyw rybie oko. Mam jedno podsumowanie do tego zakupu: WTF?! Na szczęście używałam go głównie do fotografii krajobrazu, ale zabrałam go również na kilka sesji. Co mi się podobało w tej zniekształconej perspektywie, pojęcia nie mam. Do tej pory nie potrafię korzystać z szerszych obiektywów, mój max. to 35mm. Osobiście bardzo nie lubię wypaczonych krzywizn i rozciągnięć w rogach kadru spowodowanych szerokim kątem.

5. Lampy (w tym lampa budowlana), tła, gadżety do sesji studyjnych. Z tym zestawem pożegnałam się dość szybko. Naturalne światło i potencjał różnorodnej scenerii od początku przemawiały do mnie bardziej (jeśli zaczynasz przygodę z fotografią lifestyle, zerknij na Ekspresowy poradnik fotografii lifestyle, który jest zbiorem wskazówek i nietypowych rozwiązań, które odkryłam dzięki pracy w różnorodnych warunkach).

Na swoim koncie na Instagramie zapytałam innych fotografów o ich nietrafione zakupy i wśród najczęściej wymienianych (oprócz powyższych) pojawiły się: stół do fotografii portretowej, lampa ring na obiektyw, zestaw obiektywów na aparat w telefonie (też miałam, nic niewarte!), blenda, teleobiektyw, kursy, warsztaty, e-booki. Sprostować muszę, że wśród moich obserwujących są głównie fotografki i fotografowie lifestyle, ślubni, zajmujący się reportażem. Dlatego m.in. gadżety do studio czy blendy się nie sprawdziły. Jeśli zaś chodzi o szkolenie się i zdobywanie wiedzy, to warsztaty, kursy, webinary, ebooki na pewno odpowiedzą Ci na wiele pytań, zchęcą, otworzą kolejną szufladkę. Sam „zakup wiedzy” jednak nie wykona za Ciebie pozostałej pracy. Jest tylko motywacją do dalszego działania, która bardzo często szybko się spala w zderzeniu z rzeczywistością. Zweryfikowanie wiedzy oraz przełożenie jej na swój styl i podejście do pracy, należy do Ciebie. To znacznie trudniejsze niż sama decyzja o poszerzaniu horyzontów, czy nawet przeczytanie/posłuchanie/przetrawienie nowych informacji.

Nie spróbujesz, nie przekonasz się, czy nowe pomysły są trafione. Szukanie swojej drogi to mnóstwo pobocznych ścieżek, które prowadzą w ślepe uliczki lub w szemrane zakątki z mnóstwem śmieci. Z niektórych łatwo się wycofać, inne są jednokierunkowe i musisz przez pewien etap przejść. To nawet ma swoją nazwę: DOŚWIADCZENIE.

2 thoughts on “Inwestycje fotograficzne, na które wydałam za dużo pieniędzy”

    1. Agnieszka Tylka-Andrzejewska Fotograf

      Ja mam ich całą szufladę 😉 niektóre specjalne nie-do-pary, inne stworzyły się „w toku”, spontanicznie 😉

Skomentuj wpis

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top